Byliśmy w Altvaterze. Miasto z kabiny śmieciarki

„Idź wyrzuć śmieci!”. Ile razy to słyszałeś w swoim życiu? Czy zastanawiałeś się kiedyś co dzieje się potem? Pewnie odpowiesz bez namysłu, że śmieciarka i wysypisko, a może nawet dodasz jeszcze PSZOK. Kim są jednak ci ludzie, którzy uwalniają cię od twoich śmieci? I najważniejsze pytanie: co z nimi robią?

W ciągu roku każdy z nas produkuje średnio 358 kilogramów odpadów komunalnych. Twoje statystyczne 358 kilogramów trafia do przetworzenia. Zawozi je tam jeden z kilkudziesięciu samochodów, które każdego dnia przed godz. 6.00 rano opuszczają bramy bazy przy Łącznej. Łącznie jest ich 70. Zabierają śmieci z 12 gmin tworzących Związek Międzygminny PRGOK, którego jako Altvater są operatorem. W tym spod twojego bloku czy domu.

Jeżeli będziesz miał szczęście, możesz spotkać Pawła i Adriana. Paweł jest kierowcą z 19-letnim stażem, Adrian pracuje od kilku lat jako ładowacz. Obaj grali kiedyś amatorsko w piłkę nożną. Teraz po pracy Paweł ratuje ludziom życie i mienie jako strażak OSP Szydłowo, a drugi gra w Pile w lidze osiedlowej, którą zakładał. Pawłowi umiejętności za kółkiem mógłby pozazdrościć niejeden zawodowy kierowca, bo mało kto potrafi manewrować tak dużym samochodem na wąskich osiedlowych uliczkach mając przy tym oczy szeroko otwarte na biegające dzieci, niefrasobliwe staruszki, psy, koty, zakochane nastolatki i zabiegane matki-Polki.

Narodowy sport Polaków

Niestety, przechodzenie przed cofającymi śmieciarkami to wciąż nasz narodowy sport; zapominamy, że najlepszy nawet kierowca siedząc w 30-tonowej ciężarówce ma ograniczone pole widzenia i możliwości manewru. Paweł pamięta za nas. Z kolei Adrian to ten, który pierwszy wyskakuje w wozu i pamięta, który klucz jest od której wiaty, a w grę wchodzi pęk liczący kilkadziesiąt kluczy. Swój rejon znają na pamięć: każdą uliczkę, każdy kamień.

W Pile, gdzie anonimowość jest zdecydowanie większa, jeżeli zna się kierowców ze swojego rejonu, to najczęściej tylko z widzenia. W mniejszych miejscowościach są jak listonosze: zna ich każdy lub niemal każdy. Jednym z takich kierowców jest Krzysztof. Niektórzy według niego ustawiają nawet zegarki, a kiedy się spóźnia, dzwonią na Łączną zaniepokojeni: „Przecież o tej porze zawsze już był…”.

Od roku w Altvaterze, co chwalą sobie kierowcy i ładowacze, pracuje się tylko na jedną zmianę.

– Mam trójkę dzieci. Przy takim systemie pracy łatwiej zorganizować życie rodzinne – nie ukrywa Adrian.

Lubi swoją pracę. To nie tylko ludzie z którymi pracuje, ale także podejście do pracownika. Kiedy na „dzień dobry” dostajesz w pracy przewodnik z listą tych wszystkich rzeczy, które mogą cię w niej spotkać, to możesz poczuć, że komuś na tobie zależy. Ta praca ma jeszcze jedną zaletę.

– Stabilność – mówi Paweł. – Zawsze będziemy potrzebni.

Wszystko na kamerze

Nie zmieniła tego nawet pandemia. Jako nieliczni wyjeżdżali na ulice tamtej pamiętnej, pierwszej pandemicznej wiosny. Wyjeżdżają bez względu na pogodę, ale zdarza się, że nie wszędzie docierają. Nie jest to już kwestia samochodów, które są coraz nowsze i coraz mniej awaryjne. Czasami droga do śmietnikowej wiaty jest po prostu zastawiona źle zaparkowanymi autami i nie ma jak wystawić kontenera. Potem właściciele tych samych samochodów dzwonią z pretensjami, że „przejeżdżali i nie zabrali”.

Tymczasem każdy wóz w Altvaterze jest wyposażony w kamery. I korzystają na tym zarówno kierowcy, jak i mieszkańcy. Na kamerze widać czy pojemnik jest albo nie jest wystawiony, czy śmieci są prawidłowo albo źle posegregowane, a pod danym adresem czy była dziś śmieciarka. W centrum dowodzenia czyli w dziale logistyki w bazie na Łącznej można śledzić trasę wozu czy podejrzeć obraz na żywo, a to, co znajdzie się w oku kamery rozwiązuje choćby sprawę reklamacji i ewentualnych kar nakładanych na operatora przez PRGOK.

Są takie dni, kiedy nie ma żadnych reklamacji, a w Biurze Obsługi Klienta odbierają jedynie telefony z pytaniami ile trzeba zapłacić za podstawienie kontenera. I takich dni jest coraz więcej.

Dokąd jadą nasze śmieci?

Czy umiemy segregować? Czy robimy to coraz lepiej? A może uznaliśmy już, że o segregacji wiemy wszystko? Jak to wygląda z perspektywy śmieciarki? Sortowni? Składowiska? Jak się okazuje, mieszkańcy wieżowców radzą sobie z tym lepiej niż mieszkańcy domków jednorodzinnych.

Segregacja to jednak wciąż dla nas ta trudna rzecz. Najlepiej widać to w sortowni surowców na Łącznej. W niebieskich workach w teorii powinien być tylko czysty papier i czyste kartony. W rzeczywistości można znaleźć wszystko, a najczęściej popełniany błąd to brudne chusteczki higieniczne, które powinny trafić do zmieszanych.

Podobnie jest z żółtymi workami, które nierzadko wzbogacone są elektrośmieciami, które powinny trafić na PSZOK. Z niewiedzą odnośnie segregacji można walczyć i wygrać edukacją. Gorzej, gdy nie wynika to z niewiedzy, tylko z lenistwa.

– Odpady, których nie przyjmuje PSZOK, można zawieźć do naszej bazy przy ul. Łącznej. Zajmiemy się ich profesjonalnym zagospodarowaniem – zapewnia dyrektor generalny Altvater Piła Tomasz Bielański.

A dokąd jadą nasze śmieci? Papier, tworzywa sztuczne i metale jadą do wspomnianej sortowni na Łącznej, szkło do „Remondisu” na Wawelską, bio do „Gwdy” na Leszkowie, a odpady zmieszane jadą do Kłody.

W sortowni na Łącznej odzyskuje się m.in. papier, kartony, aluminium, folię, PET z podziałem na kolory i inne tworzywa sztuczne. Jak wynika z danych Altvatera, z każdego worka do recyklingu nadaje się około 80 procent papieru oraz tylko 35 proc. tworzyw sztucznych. Odzyskane surowce idą dalej w świat. Po białą folię przyjeżdżają na przykład do Piły z Niemiec. Surowce, które nie nadają się do odzysku przekazywane są producentom paliw alternatywnych.

Zdarza się też, że pracownicy odzyskują ważne dokumenty czy kluczyki od samochodu, które przypadkiem znalazły się w śmieciach. Jedynie niewielka część przetworzonych odpadów to odpady, których nie można ponownie wykorzystać lub wyprodukować z nich energii. Na Łącznej mają kod. Ten kod to bilet do Kłody. W jedną stronę.

Do Kłody mającej status instalacji komunalnej trafia również cała zawartość pojemników i kontenerów na odpady zmieszane. Pod skrótem MBP w Kłodzie kryje się instalacja mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów komunalnych. Wstępna segregacja odbywa się jeszcze w tzw. hali stalowej, gdzie śmieciarki opróżniają zawartość bębna.

Trudno nie zauważyć opon, których nie chciało się komuś wywieźć na PSZOK. W takim przypadku odpada argument, że nie było czym. Nie brakuje też innych nielegalnych śmieci jak choćby gruzu, który również można wywieźć na PSZOK. Trafił jednak do pojemnika, z pojemnika do śmieciarki, a ze śmieciarki na halę.

„Konwencjonalne” odpady trafiają do rozdrabniacza, stamtąd na przenośnik i na obrotowe sito o oczku 80 mm. Wszystko, co przelatuje przez sito – tzw. frakcja organiczna, trafia do przypominających hangary bioreaktorów, gdzie w ciągu trzech tygodni zamieniają się w kompost do rekultywacji terenów poprzemysłowych.

Prawie połowa z tego, co zostało na sicie nadaje się do produkcji paliw alternatywnych lub do spalarni odpadów. Wcześniej po drodze odzyskuje się także metale oraz złom. Na składowisko trafia odpad, z którym naprawdę nic nie można już zrobić.

– Odpowiednie prowadzenie procesu przetwarzania zmieszanych odpadów komunalnych pozwala na przekazywanie do składowania jedynie około 20-30 procent przetworzonych odpadów – mówi Zuzanna Błaszczyk-Koniecko, specjalista ds. Komunikacji i Wizerunku w Altvater Piła.

Rocznie instalacja w Kłodzie jest w stanie przetworzyć 70 tysięcy ton zmieszanych odpadów komunalnych. Z kolei na składowisko Kłoda jest w stanie przyjąć prawie 30 rodzajów odpadów rocznie o łącznej masie ponad 71 tysięcy ton.

Ps. Mieszkańcy Związku Międzygminnego PRGOK produkują więcej śmieci niż wynosi średnia krajowa. Jak wyliczył PRGOK, roczna „produkcja” to 364 kg