Wojna nie jest kobietą
To mogłaby być historia znajomości dwóch kobiet. Polki i Ukrainki. Moniki i Tatiany. Jedna jest zastępcą wójta, druga zastępcą mera. Poznały się w Martvili, gruzińskim mieście, do którego obie przyjechały z partnerską wizytą. To było w czasie pokoju. Wojna zmieniła historię tej znajomości w historię solidarności.
To musiało być w pierwszych dniach wojny. Siedziały w gabinecie Moniki Piotrowskiej, zastępcy wójta gminy Czarnków, i płakały. Ona i urzędniczki. To było tuż po rozmowie z Tatianą i jej prośbie o pomoc humanitarną dla Bojarki. Rozmawiały ze sobą codziennie od pierwszego dnia wojny. Tamta rozmowa skończyła się w Czarnkowie gdzieś na wysokości serca.
– Wchodzę, a tu wszyscy płaczą. “Panie wójcie, my musimy pomóc”. Czułem tak samo. Zaczęliśmy działać – wspomina Bolesław Chwarścianek, wójt gminy Czarnków.
Bojarka leży 20 kilometrów od Kijowa. Przed wojną mieszkało w niej 36 tysięcy mieszkańców. Nikt nie wie ilu mieszka teraz. Wojna odcięła ich od wszystkiego. Także od ukraińskiej armii. Sami zorganizowali u siebie samoobronę. Potrzebowali wszystkiego: od hełmów po opatrunki. Liczący się przed wojną ośrodek przemysłu spożywczego prosił o żywność.
– Kiedy powiedziałam Tatianie, że będziemy potrzebowali czasu, żeby to wszystko zorganizować, usłyszałam “My nie mamy już czasu”. Wtedy zrozumiałam, że my też go nie mamy – mówi Monika Piotrowska.
W pierwszym transporcie humanitarnym do Bojarki pojechało z Czarnkowa 20 ton żywności, także środków opatrunkowych, a nawet karmy dla psów. Część darów udało się zebrać dzięki fali ludzkich serc i wpłatom na specjalne konto, resztę, w tym 6 palet konserw, gmina kupiła z własnych funduszy. Do 17 palet z gminy Czarnków kilkanaście kolejnych dołożyły łącznie dwie inne partnerskie gminy Bojarki – Odolanów i Puławy. Sama Gmina Czarnków nie była wtedy jeszcze oficjalnie partnerskim samorządem. Umowa o partnerstwie z podpisem wójta Bolesława Chwarścianka pojechała na granicę razem z transportem. A razem z nim pojechała też Monika Piotrowska.
– Trudno było znaleźć przewoźnika, który odważył się pojechać do Ukrainy. Transport był dwukrotnie przepakowywany. Raz w Polsce, drugi raz za Lwowem na mniejsze samochody. Kierowcy byli w kuloodpornych kamizelkach – opowiada zastępczyni wójta.
Najbardziej dramatyczne było jednak samo spotkanie z Tatianą. Spotkały się na granicy, która 24 lutego podzieliła świat na świat wojny i świat pokoju. Wymieniły umowy o partnerstwie. To było tak jakby powiedzieć nie tylko Tatianie, ale całej Bojarce “Nigdy nie będziecie sami”.
Tatiana wróciła do Bojarki na swój odcinek frontu w świecie wojny. W świecie pokoju Monika wyjmuje Ukrainkom i ich dzieciom z oczu “szkło bolesne”. Obraz tamtych dni.
– W czasie pandemii kiedy chodziłam do szpitala widziałam strach, ale takiego przerażenia i bólu jak w ich oczach, to jeszcze nie widziałam – mówi Monika Piotrowska.
Boją się, gdy nagle gaśnie światło, bo noc i ciemność kojarzy im się z bombardowaniem. Zastygają na ich dźwięk dzwonów, bo w tamtym świecie alarmowały o niebezpieczeństwie, podobnie jak strażackie syreny. Muszą na nowo nauczyć się świata pokoju, który został im brutalnie odebrany.
– My znamy wojnę z telewizji, oni ją przeżyli na własnej skórze – mówi wójt Bolesław Chwarścianek. – Nie sprawimy, że o niej zapomną, ale możemy sprawić, że przestaną się bać. Jestem dumny z mieszkańców naszej gminy. Że przyjęli pod swój dach uchodźców. Że stanęli na wysokości zadania podczas zbiórki. Że mają otwarte serca.
Ukraińcy uchodźcy znaleźli schronienie na terenie gminy Czarnków m.in. w Kuźnicy Czarnkowskiej i w Radolinku. Są wśród nich mieszkańcy Kijowa, Winnicy czy Żytomierza, którzy na wieś jeździli rekreacyjnie. Teraz musi im wystarczyć na tę dziwną wiosnę. I dziwny czas. Byle do pokoju.
